wtorek, 19 sierpnia 2008
Rządna i porządna gospodyni...
"Czytajcie je tylko, miłe gosposie, uważnie, wypróbujcie akuratnie, a nie pożałujecie tego, bo i same będziecie zadowolone, żeście się nauczyły czegoś i mężom waszym i domownikom milszemi się staniecie. Nic tak nie zniechęca męża do żony, jak jej niechlujstwo i nieumiejętność przyrządzania smacznej i zdrowej "warzy".
Znałam młode małżeństwo, w ciągłej rozterce żyjące. On "pszczeliniak" przywykł do porządnej kuchni, nie mógł zadowolić się jednostajną strawą. Był ciągle zły, łajał żonę i wreszcie przestał przychodzić na obiady, zakrapiając głód monopolką i zagryzając suchą kiełbasą z miasteczka"
Jeśli będziecie ciekawe co dalej działo się w tym małżeństwie - do historii powrócę....
Przepisami też służę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
skąd taką cenną lekturę masz powiadaj mi tu szybko. Ależ zawiało starymi dobrymi czasami naszych babcinych specyjałów.
:))O tak...ja jestem ciekawa co się działo dalej. Bo to jakby historia o mnie:), gdyż ja do kuchni zanadto nie "ciągnę":)
Rodzinna pamiątka oczywiście, ale dokładnych losów nie znam i nie mogę zapytać Mamy, bo jej już nie ma...
Parafrazując piękne słowa Księdza Twardowskiego - powiedziałabym "śpieszmy się słuchać, rozmawiać, być..."
Będzie ciąg dalszy i przepisy co smakowitsze ;)
"dobra żona tym sie chlubi, ze gotuje co mąż lubi" :)) o jak bym chciała mieć tę książkę w swoich zbiorach, a na przepisy już się piszę ;))
Zagryza kiełbasą z miasteczka - toż to mąż idealny!
Nie wiem, nie wiem, czy te czasy takie dobre, Kamo, skoro trzeba gotować pod dyktando męża było...:)
...ale co to jest ten "pszczeliniak"?
Prześlij komentarz