czwartek, 30 lipca 2009

Trochę staroci i prezenty od Anne

Praktycznie nie mam pamiątek rodzinnych...
Czy jest mi z tego powodu źle? Nie.
Tak potoczył się los moich rodziców.
Mama bardzo wcześnie wyfrunęła z domu, a kiedy postanowiła pobrać się z tatą - babcia jej się wyrzekła! Możecie sobie to wyobrazić? Do wczesnej śmierci babci, ich relacje nie ulożyły się, ja urodziłam się kilka lat później... Po pewnym czasie dziadek ożenił się i pani Lucyna przejęła to, co zostało. Zresztą Mama nigdy nie zabiegała o to, wystarczyły jej stare fotografie, wspomnienia...
Dobrze pamiętam dom dziadków ze strony ojca - tam spędzałam wakacje. Dziadek - kolejarz był stolarzem amatorem, a na strychu miał profesjonalny stół i spod jego rąk wyszły piękne łóżka, stoły, kredensy. Nic z tego nie zostało - synowa cioci rozprowadziła wszystko bliżej nie ujawniając co, komu i za ile. W miejsce ręcznie robionych mebli pojawiły się paździerzowe. Na szczęście dziadkowie tego nie doczekali.
Oczywiście wspaniale byłoby mieć rodzinne starocie, znać ich historię i móc przekazać wnukom...
Od teściowej otrzymałam kilka drobiazgów z biżuterii i przyznam, że faktycznie są to rzeczy szczególne (pokażę przy innej okazji) - jednak i ona nie miała szczęścia do pamiątek rodzinnych, bo wszystko przepadlo w zawierusze wojennej.

Mam kilka przedmiotów. które wyniosłam z domu i bardzo je lubię...

Patera z kryształowym, cieniutkim kloszem i platerowaną podstawą.
Wiem, wiem - są takie na allegro i już każdy może tworzyć własne rodzinne zbiory

Komplet do sprzątania stołu - bardzo przydatny, bo nie trzeba wszystkiego zdejmować, aby pozbyć się w elegancki sposób okruszków z obrusa


Radełka: to ostre Mama żywała do odrysowywania form krawieckich, a szyła wszystko - od ubranek dla moich lalek, poprzez sukienki, kostiumy po płaszcze i sztuczne futro na mój ślub (był w lutym)



Ten model jest cały czas przeze mnie używany - faworki z przepisu Mamy są najlepsze na świecie
Sesja zdjęciowa robiona migiem, obiekty zwalone na podłogę, patera niedoczyszczona, ehhh...
Do następnej (a jest jeszcze kilka staroci), przygotuję się lepiej.


To teraz pochwalę się!
Od Anne otrzymalam takie cudowności!
Zrobione własnoręcznie!

Śliczna zakładeczka czeka, aby wskoczyć do nieczytanej jeszcze książki


Aaaaabsolutnie rewelacyjny woreczek z cieniutkiego płótna, wypełniony suszoną, pachnącą lawendą.
Anne, Kwiatuszku - bardzo, bardzo dziękuję :))



środa, 22 lipca 2009

Mija czas ...


Nie ma co ukrywać, rok blogowania zleciał błyskawicznie...
Być może spoglądanie na stare notki, oglądanie zdjęć i wspomnienia spowodowały, że popadłam w dziwny nastrój...

Jedno jest pewne - bez Was nie byłoby tego bloga!

Nie mam potrzeby pisać tylko dla siebie - to mogę robić w 'skrtytym pamiętniczku' (ale nie mam go), zresztą nie rozpisuję sie nadmiernie - raczej są to drobne komentarze do zamieszczonych zdjęć.

I dziś będzie równie krótko



D Z I Ę K U J Ę


za to, że:

jesteście

piszecie swoje blogi

inspirujecie

wspieracie

wzruszacie

rozśmieszacie do łez


...po prostu - za wszystko, co od Was otrzymuję - dziekuję.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Działkowo...

Leśny Domek ma dwa wejścia - tu wita skromna kompozycja


Z drugiej strony podarowana piękna hortensja




W konewce za grosze usadził się i pachnie cząber górski


Pozostałe kwiatki dojechały na działkę w zeszłym tygodniu i nie zdążyły się jeszcze przyzwyczaić do nowego miejsca, a poza tym słońce ich nie rozpieszczało...





Dzik jest stałym mieszkańcem działki od wielu lat - prezent od dowcipnych przyjaciół - cieszyliśmy się, że nie obdarowali nas bocianem czy krasnalem.
Ci sami, 2 lata temu zjawili się tu ze ... szczeniaczkiem jamnika


Ptaszki przyleciały, ale już nikt nie pamięta skąd... Pająki chyba też je lubią, a ja pajęczynę w takim wydaniu toleruję.


Pracowita żabka całe dnie przytrzymuje drzwi...

Ten weekend był bardzo towarzyski - odwiedzili nas znajomi, mogliśmy posiedzieć przy grilu i najzwyczajnie w świecie cieszyć się "okolicznościami przyrody". Pogoda nawet dopisała - upału nie było, a deszcz też się wstrzymał. Za to komaryyyyyy! Atakowały bez ostrzeżenia - ratowaliśmy się spiralkami i świecami.
Podobno są jagody, ale nie było czasu nawet na sprawdzenie w okolicy. Grzyby zniknęły i to w cale nie za sprawą grzybiarzy, bo tych też nie ma.