niedziela, 31 stycznia 2010

Mmmmmniam...

Faworki... Uwielbiam je...Ale jednocześnie nie mogę zjeść za jednym razem dużej ilości.
To znak, iz organizm sam sie broni ;) Albo rozkłada sobie tę dawkę przyjemności.
Jednak, aby je przygotować trzeba mieć dużo czasu albo jeszcze parę rąk do pomocy. Najlepiej i jedno, i drugie ;))


Korzystam z tego przepisu - wycięty z gazety wiele lat temu przez moją Mamę, wklejony do Jej zeszytu.
Czy któraś z Was moze pamięta - w jakim czasopismie były Przepisy tygodnia. W "Kobiecie i Życiu"? Chyba nie...

Oto skladniki:
500g maki
5 żółtek
1 czubata łyżka miękkiego masła
2 paskie łyzki cukry
1łyżka spirytusu (może byc ocet)
kilka łyżek kwaśnej śmietany (moja była gęsta - dałam 5)
tłuszcz do smażenia
cukier puder do posypywania
Potrzebne będą:
głębokie naczynie do smażenia - mam specjalną, odziedziczoną po Mamie i uzywaną tylko do tego patelnię
patyczek, widelec do przewracania i wyjmowania
duza ilośc ręczników papierowych do osączania faworków z tłuszczu

Mąkę, cukier, maslo, jajka, spirytus - wymieszałam w misce, kiedy juz wszystko łączyło się dodawałam po łyżce śmietany - po 5. ciasto mialo juz zwartą i jednoczesnie elastyczną konsytencję - nie kleiło się do rąk, więc je wyjęłam na blat i gniotłam do zmęczenia.
Ale teraz następuje najważniejszy moment - trzeba z całych sil walić w 'pucek' ciasta, a kiedy rozpłaszczy się od uderzeń, złożyć je na pół i znowu pastwić się. I tak kilka, kilkanaście razy
Ja to robię z zegarkiem w ręku przez 10 minut. Wtedy efekt jest murowany - po przekrojeniu widać pęcherzyki powietrza tak, jak na poniższym zdjęciu:

Ciasto podzieliłam na pięć kawałków, jeden do wałkowania - reszta odłozona do woreczka foliowego, aby nie wyschła.

I znowu cięzka praca. Bo jeśli zabraknie Wam sił i cierpliwości przy wałkowaniu - placek będzie za gruby, tak jak ten niżej:


to faworki wyjdą grube:

Po pierwszym, nieudanym - przyłozyłam sie bardziej :)
Placek jest cienki - prześwitują przez niego kropeczki blatu


I efekt końcowy :)
Baaaardzo zadawalający!
Bo nieskromnie przyznam, ze tak kruchych i cienkich faworków jeszcze nigdy nie jadłam

wtorek, 26 stycznia 2010

Ladynia cz.II

Co robią mieszkańcy San Cassiano, poza radością życia w tak pięknym miejscu?



Swoimi zainteresowaniami (i nie tylko) chętnie dzielą się


dłubią w drewnie

tworzą zasłony

wietrzą poduszki

zbieraja drewno


sprzątają
wypoczywają

I przede wszystkim - czekają na listonosza :))








poniedziałek, 25 stycznia 2010

Byłam w Ladynii cz.I

Pierwszego dnia pobytu, kupując chleb w małym sklepiku San Cassiano usłyszałam dziwnie brzmiący język - usiłowałam przypomnieć sobie albo chociaz skojarzyć do jakiego znanego mi ze słyszenia jest podobny. Słoweński???
Odwróciłam głowę, aby spojrzeć na rozmawiające kobiety - brak stroju narciarskiego wskazywał, że są 'tutejsze' ;))
Ale dlaczego nie mówią po włosku lub niemiecku?
Od razu przy śniadaniu podzieliłam się swoim odkryciem z przyjaciółmi, a że jeden z nich pasjonuje się historią - oświecił mnie: jesteśmy na terenie Ladynii!
Człowiek uczy się całe życie...

A oto, co można wyczytać na stronie http://www.museumladin.it/news/news_pl.htm
"W samym sercu Dolomitów mieszkają Ladyni, przeszło 30-tysięczna grupa ludzi których tożsamość jest określona dwoma ważnymi elementami: specyficznym językiem retoromańskim (wywodzącym się z łaciny pospolitej) oraz majestatycznym krajobrazem górskim tego pasma Alp.
Język ladyński, najstarszy wśród języków używanych w regionie, przetrwał dzięki naturalnej izolacji wysokogórskich dolin i nie został wyparty mimo naporu przytłaczających go stref kulturowych i językowych włoskiej i niemieckiej.



Gdzie leży Ladynia? Na próżno by szukać w atlasach i słownikach nazwy Ladynia. Ale dotyczy ona pięciu dolin w sercu Dolomitów gdzie nadal mówi się po ladyńsku: Gadertal (Val Badia), Gröden (Val Gardena), Val di Fassa, Livinallongo i Ampezzo.
W każdej z dolin jest używany inny dialekt tego języka, także poszczególne kultury odznaczają się odrębnym charakterem. Granice językowe zawsze były płynne i nadal się przemieszczają pod wpływem zmieniających się warunków życia.
Przełęcze alpejskie i granice administracyjne rozdzielają te doliny, które rozchodzą się promieniście wokół wielkiego masywu górskiego Sella. Mieszkańcy dolin utrzymują kontakty z miastami i terytoriami, które leżą poza obrębem kulturowym Ladynii: Gröden znajduje się w orbicie Bozen (Bolzano), Gadertal – Bruneck (Brunico), w Val di Fassa przeważają wpływy Trydentu a w Ampezzo i Livinallongo – Belluno i Wenecji. "
Dodam, ze ladyński jest językiem urzędowym













Dzisiaj pokazałam 'swoją kolekcję' kapliczek.
Jutro coś bardziej oryginalnego ;)

niedziela, 24 stycznia 2010

Nowi znajomi...

A może raczej nieznajomi?
Bo przecież ja o nich nic nie wiem, a starałam się - były głaski, czochrania, gwizdanie, cmokanie








Koty okazywały raczej obojetność
Ale ten Benio ogromnie ucieszył się z mojego zainteresowania, jednak kiedy po kilku minutach pieszczochów chciałam odejść - był zły i niepocieszony

Tego smutnego słodziaka najchętniej zabrałabym ze sobą
Jednak co powiedziałby Bankiś?