piątek, 31 grudnia 2010

Już za chwieczkę, już za momencik...

mniej lub bardziej oficjalnie - w domu, z przyjaciółmi, rodziną, na balach czy na ulicach wejdziemy w 2011 rok.

Wszystkim życzę, aby był lepszy i spokojniejszy, aby spełniły się plany i marzenia, aby był rokiem wyjątkowo szczęśliwym dla Was i Waszych najbliższych :)   

wtorek, 21 grudnia 2010

Przed...

Świętami  :)
Od zeszłego roku do tradycyjnych wypieków dołączyłam pierniczki. Miałam nadzieję je polukrować, ale widzicie na czym się zakończyło ;)  Powiem krótko: to jest wyższa szkoła jazdy! I nie chcąc zmarnować czasu i atłasu po kilku próbach porzuciłam ten fantastyczny pomysł.
Same ciasteczka są rewelacyjne w smaku, więc lukier miał być tylko ich ozdobą, pokryć pewne niedoskonałości.
Wkrótce zawędrują one do sympatycznych i zaprzyjaźnionych domów. Część z nich ma już dziurki na sznureczki, aby zawiesić je na choince.
Jeśli nie zostaną natychmiast pochłonięte, mogą bardzo długo leżeć w szczelnym słoju.     

 Pierniczki z przepisu Agutka
250g cukru (375ml)
250g miodu (225ml)
cała Kasia
3 łyżki kakao
2 płaskie łyżeczki amonu (kwaśny węglan amonu)
1 łyżeczka sody
1 opakowanie przyprawy korzennej do piernika
4 jajka
1kg mąki ( zawsze jest więcej potrzebne )


Cukier, miód, Kasię, kakao, amon i przyprawę rozpuścić na wolnym ogniu i ostudzić.
Wlać do miski, dodać mąkę, sodę i jajka. Zagnieść. Ciasto powinno być konsystencji plasteliny - takie nieprzyklejające się do rąk, ale też nie suche, dlatego tę mąkę ponad kilogram należy dodawać małymi porcjami. Piec ok. 7min w 170°C, w termoobiegu.





Kartki z życzeniami poszły w świat...


a książki czekają jeszcze na zapakowanie - tytuły dobierane pod obdarowywanych ;))



             Okno w kuchni - szkoda, że nie widać cudownego (?) śniegu jaki przed chwilą spadł 



piątek, 17 grudnia 2010

Minimum słów, maksimum...

śniegu ;)







ten piękny kwiat, to broszka otrzymana za udział w kapryśnym candy u Kasi
a do kompletu - jeszcze kolczyki - bardzo dziękuję :)

U wszystkich przygotowania do świąt idą pełną parą, dlatego nie zabieram czasu - mnie też pozostaje jeszcze trochę roboty - jakiej? Pokażę kolejnym razem ;) Mam nadzieję, że wkrótce, bo jakoś rzadko tworzę posty, ale bywam u Was - podziwiam i zachwycam się, a jak czas pozwala zostawiam dobre słowo.
Życzę twórczej i owocnej soboty oraz niedzieli, trzymajcie się ciepło :) 

wtorek, 30 listopada 2010

Bez komentarzy...

... na temat zimy ? To raczej niemożliwe!
Po pierwszym jej dniu chyba wszyscy mamy już dość!!! A to dopiero początek...
Pozostaje uzbroić się w cierpliwość, ale jak kiedy podróż do domu zamiast 40 minut zajmowała 4 godziny?
Nie widziałam drogi , a potem schodów - na wszystkich stopniach był śnieg tworzący równię pochyłą ;))
Najbardziej rozbroił mnie Bankiś - chciałam postawić go na ziemi, a okazało się to być pół metrową zaspą - wpadł po uszy i ogon, a potem zniknął całkiem. Nie był zachwycony, o nie! Ta stresująca dla niego sytuacja tak mnie rozbawiła, że cała złość przeszła od razu :) Pies najlepszym przyjacielem człowieka :)
Techniczny spacerek trwał minutę - pobił rekord?
Na szczęście już kolejne wieczorne wyjście, na dodatek w towarzystwie sznaucerki Skali było wielką radością i zabawą,  chociaż zaspy nie zmalały - pojawiły się na szczęście wydeptane wąskie 'kaniony' ;)





Nic tak nie porawia nastroju, jak czekolada lub czekoladowe ciasteczka
Te upieczone wg przepisu Agutek


2tabliczki gorzkiej czekolady
2 tabliczki mlecznej czekolady
2/3 kostki masła
To wszystko roztapiamy w kąpieli wodnej i pozwalamy masie przestygnąć. A w międzyczasie przygotowujemy resztę składników:
4 jajka
1 szklankę cukru
cukier waniliowy
2 szczypty soli
2 łyżeczki proszku do pieczenia
4 łyżki kakao
3 szklanki mąki
Jajka ucieramy z cukrem i cukrem waniliowym, dodajemy ostudzoną masę czekoladową i resztę składników. Mieszamy i odstawiamy do lodówki na 1 godzinę. Ze schłodzonego ciasta toczymy w dłoniach kuleczki wielkości włoskiego orzecha. Pieczemy  7-10minut w 175st.
Obtaczamy lub posypujemy cukrem pudrem.
Z tych skladników wychodzi duża ilość slodkości, spokojnie można podzielić proporcje na pół.
Ale nie wiem czy warto, bo znikają w zawrotnym tempie ;)

Spokojnego dnia :)

piątek, 26 listopada 2010

Liść opadł i candy u Kaprysi





Śnieg już jest - taka kolej rzeczy - nie zastanawiamy się nad tym, jak również nad wieloma sprawami oczywistymi, mało znaczącymi.
Dlaczego ulica Szczęśliwa jest Szczęśliwa? Dlaczego rondo ma nazwę Babka (oficjalną Zgrupowania AK "Radosław")?  Dlaczego kiedyś Stalingradzka, a dziś ulicą Jagiellońska?
A dlaczego nie?
Temat wywołała   Kaprysia.  Co było tego przyczyną - przeczytajcie u niej - gwarantuję Wam dużo śmiechu i dobrą zabawę :)

Dawno, dawno temu mieszkałam przy ulicy Esperanto. Mała osiedlowa uliczka wciśnięta pomiędzy Okopową, Anielewicza, Miłą, Karmelicką.
Dziś już nie pamiętam czy to rodzice, czy też nauczyciele w szkole objaśnili mi co oznacza Esperanto, teraz wręcz żałuję, że nie namówili do nauki tego języka ;))  Angielski zna prawie każdy, niemiecki też,
hiszpański, włoski są coraz bardziej popularne, a taki język esperanto w całym świecie najwyżej ze 2 miliony ;))   Podobno znając esperancki jako pierwszy język obcy, łatwiej jest nauczyć się innych...
Na pomysł stworzenia prostego i neutralnego dla wszystkich języka wpadł  Ludwik Zamenhof,  dzieciństwo upłynęło mu wśród Żydów, Polaków, Rosjan, Niemców, a był to okres lat sześćdziesiątych XIX w. Wyobraźcie sobie, że mając 10 lat (!!!) napisał dramat "Wieża babel czyli tragedia bialostocka w pięciu aktach". Podstawy nowego języka opracował już w gimnazjum!
Dlaczego genialne marzenie  niestety nie do końca ziściło się - o tym można poczytać  tu
Jednak nie jest tak źle, jakby mogło sie wydawać - ruch esperancki ma swoje organizacje, hymn i flagę.
Esperanto oznacza  "mieć nadzieję"

A jakie nazwy noszą Wasze ulice?
Może weźmiecie udział w zabawie Kaprysi?

wtorek, 2 listopada 2010

Z góry lepiej widać ...




... że tak jest miałam kiedyś okazję przekonać się -nie był to taki sprzęt, ale równie atrakcyjny, bo balon!
Kilka dni temu wykazałam się refleksem - kiedy usłyszałam charkot, warczenie i inne dziwne dźwięki - od razu sięgnęłam po aparat (to zdjęcia powyżej)

Dzisiejszy zachód słońca wyglądał groźniej:

czwartek, 28 października 2010

Cisza...

 









Cmentarz Komunalny Północny w Warszawie. Środa, ok.14.
Jeszcze mało ludzi - spokój. Nikt nie rozpycha się, nie śpieszy przy zakupie kwiatów i zniczy.
Alejki puste.
Cisza.
Stawiam donicę z kwiatami na grobie dziadków i Mamy, zapalam lampki.
Przysiadam i ... gadam z Nimi ;))
Potem obchodzę okoliczne opuszczone miejsca i zostawiam światełka. Dlaczego nikt Ich nie odwiedza?
Wyciągam aparat, bo jest cudowne słońce i widzę kilka wyjątkowych miejsc.
Dziś tylko trochę zdjęć zamieszczam, więcej przy kolejnej okazji 

"Wólka" (tak nazywana zwyczajowo) istnieje tylko 37 lat i jest jednym z większych cmentarzy Europy.  Ma zupelnie inny charakter do zabytkowych Powązek czy starego Bródna - uporządkowane rzędy alejek, drzew, krzewów  na szczęście zasłoniły bezkresną perspektywę, która początkowo straszyła nas.
Pochowano tu już 150 000 osób.
W mojej rodzinie też co roku przybywa nowych grobów...

niedziela, 24 października 2010

To, co lubię...

- stary kubeczek Asi - ma więcej lat niż niejedna z Was ;)) Był tylko mój odkąd pamiętam - dziś już jest  pamiątką, nie piję z niego, bo raz, że szkoda mi go stracić (taka czarna wizja), a dwa, że ma małą pojemność.   

- "Wspomnienie lata" i nie tylko wakacji u babci, ale również ... czerwonej sukienki uszytej przez Mamę
Tu byłam z wizytą i stąd ta elegancja, bo normalnie biegałam w spodenkach-rybaczkach  - bardziej odpowiednich do łażenia po krzakach, jazdy na rowerze czy siedzenia przy wieczornym ognisku.  


- moje aparaty fotograficzne - wielokrotnie pisałam, że najlepsze ujęcia rozbiłam mając 36 klatkowy film ;)
Każdy kadr był dokładnie przestudiowany i skomponowany, a dziś ogranicza mnie tylko pojemność karty pamięci ;))
"Druh" to pamiątka z komunii...

- flakon na perfumy   - pozostaje w nim jeszcze zapach wody toaletowej starszej pani - babci mojego męża


- filiżanka podarowana przez ukochanego wujka Mirka na moje 16 urodziny, więc też ma już swoje lata ;))

Jest jeszcze wiele, wiele przemiotów, które lubię - dziś wybrałam kilka, bo lekko szara pogoda nastroiła mnie nostalgicznie...
Miłej niedzieli :))    



czwartek, 21 października 2010

Barwy i dźwięki




Za  TO   lubię jesień

Wywołana przez Sarenzir z Niebieskiego Domku do zabawy wymyślonej przez Czaroffincę, pod tytułem: 
 " Muzyka, która mnie przenika"-

wybierzcie 3 utwory, które są dla Was najważniejsze; takie, co to szarpią struny duszy, które budują Wasze wspomnienia...
pozwólcie innym poznać te ważne z jakiegoś tam powodu dla Was dźwięki...
- wklejcie linka z YouTube, albo podajcie tytuł i wykonawcę
i jak to bywa w szczęśliwych łańcuszkach (czy ja kiedyś pisałam, że niekoniecznie popieram ??) - zachęćcie 3 osoby, żeby podzieliły się z innymi muzyką swojej duszy"
Czy to na pewno muzyka mojej duszy? Była owszem, ale to  już minęło...
Utwory zgrane "aż do bólu" i tak na prawdę dziś już rzadko ich słucham ;))
Sami klasycy ;) Rocka, oczywiście: Santana, Pink Floyd i Queen z mało znanym "You don't fool me"







Dziś słucham już czegoś innego, ale o tym - przy kolejnej okazji.
Do zwierzeń zapraszam wszystkich - przy okazji ujawnijcie ważne dla Was dźwieki :))

środa, 22 września 2010

Urlop czas zacząć...

Przyznam, że dziwnie się czuję wyjmując z głębi szaf letnie, cienkie i zwiewne ubrania.
Mój organizm już oswaja się z jesienią, akceptuje chłodne ranki i krótsze dni.
Pozostawiam więc to wszystko...


... aby podglądać, dotykać, smakować i zachwycać się nowym 
Tak niedawno TAM byliśmy: 

Tym razem poznamy inne miejsca i  innych ludzi 

Do zobaczenia !!!