...ten leci na budowę przed przyjazdem koparek, ciężarówek i innego ciężkiego sprzętu, aby z dawnych łąk uszczknąć trochę kwiecia.
A potem cieszy się z takiego oto wiechecia!
(Rymy niezamierzone, bo jakoś nie przystaje do tego, co tkwi w konewce określenie - bukiet)
Za to 'kalfiorki' prezentują się dostojnie ;))
I tyle wieści z okloicznych pól i łąk, które wysychają w zastraszającym tempie. Czyżby po powodzi nadchodziła susza?
Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała - pamiętajcie o poidełkach - jakichkolwiek naczyniach z wodą, ustawionych w cieniu. "Moje" ptaki wynagradzają mi ten drobny gest fantastycznymi porannymi przelotami, zabawą i ćwierkaniem (śpiewem?). Wieczorem podejrzałam osiedlowego kotka gaszącego pragnienie, psy zziajane po spacerach też chętnie maczają różowe ozorki :))
Mamy też własnego jeża! Jest bardzo odważny - nawet nie chowa mordki, kiedy ktoś zbliża się do niego. Przygląda się okrągłymi oczkami i kręci noskiem. Cudny!
Dzieciaki miały małą lekcję przyrody - oglądały go, głaskały i obfotografowały komórkami. Z tym głaskaniem nie do końca byłam przekonana, ale dla obu stron wszystko dobrze się skończyło ;)
I jeszcze komunikat, który wprawdzie dotyczy Warszawy, ale sprawdzicie, czy w Waszych miastach nie będzie podobnej akcji - chodzi o czipowanie psów i kotów. A że warto to zrobić już tu przekonywałam.
Na poniższym zdjęciu mała zapowiedź kolejnego posta - przez chwilę miałam wakacje. Na te dłuższe czekam do września.